poniedziałek, 2 grudnia 2013

wtorek, 29 października 2013

Duel to the Death 1983

          Uwielbiam wracać do produkcji,które mógłbym ogladać do bólu.Jednym z takich klasyków jest "Duel to the death".Film ten różni się od reszty tym,że nie jest japoński, lecz chiński.Nasi mali,żółci bracia ,którzy pasjonują się podrabianiem wszystkiego co jest możliwe, stworzyli film,który zawiera w sobie potężną dawkę ekstazy dla mych oczu.Fajerwerki akcji,walk i gry aktorskiej (na niskim poziomie,lecz śmiesznym ) są mocnym argumentem ,który może być użyty w twierdzeniu, że film ten jest kwintesencją staroszkolnych filmów walki.




         Nie jest to kolejny sztampowy  film ze stajni braci Shaw,lecz wyjątkowy, ponieważ występuje tu postać japonczyka i jest przedstawiona w dobrym świetle.Odwieczne animozje pomiędzy Chinami a Japonią są przedstawione tu bardzo pobieżnie,są tłem.W tym filmie przewodzi jeden temat: poświęcenie.Nie będę wnikał w szczegóły, ponieważ chcialbym skupić się na czymś milszym dla oka.A są to wojownicy nindża.I to w różnych postaciach,w zasadzie każdy rodzaj nindży tutaj występuje: nindża latający, nindża gigiant ,a zarazem transformer,nindża znikający,nindża kret,nindża bomba,itd.,itd.Jednym słowem: masakra.Kiedy wiele lat temu ogladałem ten film z kumplem wiedziałem,że będziemy do niego wracać wiele razy.Są tu także inne sceny,które zapamiętuje się na całe życie: odbijanie się w locie od własnego miecza by dalej wylądować,pojedynki pomiędzy dwoma głównymi bohaterami,a szczególnie ten ostatni to mistrzostwo.
        Oglądając "Kill Billa" można odnieść głębokie wrażenie, że reżyser zaczerpnął kilka motywów z opisywanego przeze mnie tu filmu.Jest kilka scenek, które przypominają skąd Tarantino czerpał natchnienie.A miał z czego, ponieważ film ten jest kwintesencją filmu akcji z nindżami.Póżniej to były już tylko amerykańskie gnioty, które są parodią azjatyckich produkcji.I raczej już nie zanosi się na powrót tamtych klimatów, choć gdzieś wyczytałem, że Lone Wolfa mają kręcić od nowa.Traktuję to jako plotkę,więc pozostaje mi tylko oglądać co jakiś czas takie smakołyki jak "Duel...".Polecam gorąco!!! \

  

sobota, 7 września 2013

Trailery klasyków

Zapraszam do przeglądnięcia kilku wybranych przeze mnie zwiastunów.Myślę, że są wyśmienite.Oczywiście są w wersji oryginalnej, po japońsku:)














czwartek, 25 lipca 2013

47 Ronin - pierwszy trailer !!!!

         Po wielu miesiącach oczekiwania na jakiekolwiek wieści dotyczące nowego filmu z Keanu Reaves'em w roli głównej wreszcie doczekałem się.W grudniu tego roku będzie premiera filmu "47 Ronin" a sama produkcja zapowiada się dziarsko.Akcja przez duże A!Potwory,walki,intrygi - to wszystko będzie już dostępne w grudniu 25.Poniżej zwiastun:


 

sobota, 29 czerwca 2013

The last ronin - Saigo no Chûshingura 2010

            Większość moich poprzednich wpisów dotyczyła filmów ,lub anime , w których główny nacisk był na pokaz walki,fechtunku, czy innych wygibasów.Teraz uderzę w inną strunę - przedstawiam film,który nie ma nic wspólnego z bijatyką,natomiast skupia się na ukazaniu ludzkich uczuć takich jak miłość,przywiązanie.Gdy film ten zawędrował pod moja strzechę, spodziewałem się dobrej akcji na co mógł wskazywać sam tytuł.Film ten jest prostą historią, w której na pierwszy plan wyróżnia się sprzeczność uczuć skierowanych pomiędzy Magozaemonem a Yu,jedyną spadkobierczynią Yoshio Oishi, sławnego samuraja,który dowodził grupą 47 innych roninów.O tych ostatnich powstało kilka produkcji,więc nie będę rozpisywał się na ten temat.Zresztą powstaje w ślimaczym tempie adaptacja tej historii pod wodzą Keanu Reeves'a.Ma niby ukazać się w tym roku(taaaa,już miał ukazać się w zeszłym:).
         


               Fabuła jest prosta,nie ma co się zbytnio rozpisywać.Po przedstawieniu wszystkich głównych postaci w tym filmie w zasadzie nic się nie dzieje,co miałoby istotny wpływ na tempo i wszelakie zwroty sytuacji.Przez pewien czas czekałem na to coś,na moment,który by przyspieszył bicie serca, niekoniecznie rozlew krwi,ale coś co dało by kopa akcji.Po jakimś czasie spasowałem i stwierdziłem,że nie tędy droga do zrozumienia tego filmu.Esencją są tu emocje naszych bohaterów i bardzo dobrej jakości muzyka - pierwsza klasa.Jedyny moment,kiedy ziewnąłem to sama scena ślubu,lecz szybko ją przewinąłem.
            Polecam ten film osobom,które lubią wolne tempo w filmie,bez sieczki mieczem i darcia ryja przez rannych.Tu trzeba skupić się na uczuciach targających naszych bohaterów.Jest też sporo scen,gdzie fan japońskiej kultury uzna za ciekawe,czyli wszelakie obrządki,maniery samurajskie,itp.
          Jeszcze raz polecam muzykę,także ujęcia kamery są godne uwagi.Koji Yakusho,czyli w filmie Magoza, jest bardzo dobrym aktorem,co może poświadczyć długa lista filmów klasy AAA ,w których grał role: 'Hara-Kiri', 'Memoirs of a geisha', czy 'Dora heita'.




wtorek, 7 maja 2013

Ninjitsu - Yagyu bugeicho 1958

          Odkładałem ten film na póżniej,ponieważ zraziłem się jego wiekiem,przecież 1958 był już wieki temu...Obawiałem się drewnianej gry aktorskiej,słabych efektów i fabuły.Po obejżeniu kilkunastu minut wrażenie to pozostało,lecz były momenty ciekawe.Po jakimś czasie stwierdziłem ,że film ten nie jest taki badziewny.Fakt, efekty są słabo mówiąc badziewne,lecz fabuła była już intrygująca.Pojawia się tu klan Yagyu,nie mogło zabraknąć tu Jubeia.Z tym Jubeiem to jest tu trochę dziwna historia.Otóż wyglada on na zapasionego rzeżnika z jednym okiem, co przeczy kanonowi wyglądu tegóż osobnika w póżniejszych produkcjach (vide Sonny Chiba).Z drugiej strony klan Yagyu jest tu ukazany w dwojaki sposób.Z jednej strony są wierni jak pies swym zasadom,z drugiej strony mordują i palą gdzie się da.jest to pierwszy film , gdzie klan ten jest postawiony w takim świetle.Walki stoją tu na średnim poziomie,żeby nie powiedzieć słabym.Co to znaczy?A to ,że dżwięki walki przypominają okładanie się cepami.Film ten mógłbym nazwać gniotem, lecz trzeba stwierdzić, że film ten został zrobiony w innych czasach,nie było wtedy takich możłiwości wizualno - dżwiękowych,szkoła aktorska inaczej kazała grać,itd. Film ten napewno stworzył podwaliny pod przyszłe pokolenia filmów samurajskich,a gra Mifune jest jak zawsze taka sama, czyli dobra.Jego specyficzny styl ukazywania swych emocji można i tutaj zaobserwować na każdym kroku.




           Historia kręci się wokół trzech tajemnych skroli,które zostały schowane przez klan Yagyu.Ich zawartość jest utajniona,ponieważ doszłoby do kompromitacji wyższych sfer, a to nawet do wojny domowej.Tasaburo (Toshiro Mifune), nindża z klanu Kage  ma za zadanie odzyskać jeden skrol ,który przypadkowo zostal przejęty przez księżniczkę Yuhime z  upadłego klanu Ryuzoji. Jako nindża nie ma prawa oceniać swych poczynań,ma wykonywać je bez żadnego 'ale'.jego zadaniem jest odzyskanie zwoju od księżniczki,nie ważne jakim sposobem,nawet kosztem życia jej i jej kompanów,którzy defacto prowadzą spokojny tryb życia na wsi.Niestety tasaburo zakochuje się w Yu i zaczyna działać według swoich planów.Jego brat,także nindża jest wysłany do Edo na przeszpiegi.Księżniczka i jej wierni podwładni nie oddają zwoju, lecz wyruszają w drogę ,by oddać go reprezentantom klanu Yagyu myśląc, że oni pomogą odrestaurować ich klan.Tu srogo się zawiodą,będzie płynąć krew potokami i cały plan weżmie w łeb.
          Wiele scen jest kręconych w studio i jest to widoczne gołym okiem.Na początku irytowało mnie to,ale z czasem przywykłem do tego.Pojedynki są drewniane,jakby okładali się kijkami,a wiele scen 'mówionych' jest sztucznych do bólu.Lecz film ten ma nawet ciekawa fabułę co zarazem przyćmiewa wszystkie niedociągnięcia,jeśli przyjmiemy ,że film ten jest takim 'dziadeczkiem'' wśród filmów samurajskich.Na szczęście film jest kolorowy z napisami angielskimi co jest bardzo ważną informacją.W większości filmy czarno białe odkładane są przeze mnie na najwyższą półkę i zapominam o nich.Film jest dostępny w sieci,trochę waży,ale polecam go.Za jakiś czas wrócę do naszych bohaterów recenzując część drugą.







czwartek, 4 kwietnia 2013

Sure death revenge - Hissatsu 4: Urami harashimasu 1987

              Tym razem na ruszt wpadł film upamiętniający 19. rocznicę powstania serialu Hissatsu.Jidaigeki opowiada o grupie płatnych morderców działających w dobrej sprawie,coś jak mini serial pt.:"Baian".Każdy film oparty na tej serii był kręcony przez innych reżyserów.Posiadam w swojej kolekcji część drugą,ale jest tak słaba,że nie warto o niej pisać.Czwarta część natomiast jest całkiem dobrą robotą,choć nie brak jej kilku potknięć.Jest tu dużo nawiązań do spaghetti westernów,zaczynając od muzyki - meksykanskie klimaciki,trąbki i te tematy.Dalej - część fabuły jest odzwierciedleniem tej westernowej,czyli grupka ludzi mści się na bandzie będącej na usługach niecnych ludzi z wyższych sfer.Sceny z opustoszałą wioską, gdzie wiejący wiatr popycha zeschnięte liście i krzaki też daje wiele do myślenia.Można wymieniać jeszcze więcej podobieństw to westernów,ale stanę na wyżej wymienionych.Sam film został nakręcony przez sławnego Kinji Fukasaku,co może być dobrą zachętą do obejrzenia tego film.Ja właśnie poszedłem tym tropem i nie zawiodłem się.Jest sporo akcji,zakręconej fabuły,lecz według mnie brakuje jej ostatnich szlifów,ponieważ jest ona za prosta.Ale to jest oczywiście moje zdanie,innym widzom może przypaść do gustu.Nie można także zapomnieć o roli Sonnego Chiby,gdzie gra rolę asasyna, który działa z parą dzieci.

     
            Mondo Nakamura jest urzędnikiem, który stara się wyglądać na lekko ciapowatego pracownika.Jednakże splot wydarzeń spowoduje, że jego drugie wcielenie ,czyli asasyna weżmie górą.Morderstwo jego lorda spowoduje obniżkę płacy i pogardę ze strony nowego pana.Niedługo po przybyciu lorda, grupa jego płatnych opryszków najeżdża pobliską wioskę,gdzie ginie jeden ze starszyzny.Wieśniacy burzą się,jest pełno w nich nienawiści do panującego.Nakamura znajduje szurikena w nodze zdechłego konia, który był sprawcą śmierci dziadeczka ratującego dziecko.To sprawia, że wszczyna małe śledztwo i idzie z tą informacją do nowego zarządcy - młodego Okudy,byłego pazia i geja.Ten zaś tajemniczo zakańcza śledztwo dając Mondo do zrozumienia ,żeby nie wtykał nosa w nie swoje sprawy.
          Film jest nawet ciekawy,wieje czasami nudą.ale suma sumarum jest to dobra produkcja.gra aktorska jest przyzwoita,muzyka może zdziwić oglądającego,ponieważ nie są to japońskie melodie,a westernowe.Końcówka filmu jest także ciekawa - dużo pojedynków i ogólnie sporo akcji.Polecam i poniżej zamieszczam film z dubbingiem.








               

czwartek, 28 lutego 2013

The third contest - Mondonosuke sanban-shobu 1965

            Nie wiem czemu, ale ostatnio oglądam tylko przeciętne filmy samurajskie,których nawet nie warto  przedstawiać na kartach tego blogu.Raczej nie jest to fatum,tylko z obowiązku recenzenta muszę je obaczyć.Długo nie pisałem,ale byłem czynny,czyli oglądałem to i owo,ale uwierzcie mi - były to gnioty albo typowe historyczne produkcje,które są strasznie monotonne i usypiające.A takich filmów nie będę recenzował.Dzisiaj na ruszt wrzucam film "The third contest" Tetsui Yamauchi a główną rolę gra Okawa Hashizo, aktor znany z takich produkcji jak "Brutal story at the end of Tokugawa shogunate" (film ten niedługo zrecenzuję)."The third contest" jest kolorowym filmem, który przedstawia mało skomplikowaną historię samuraja na wygnaniu.Ot, młodzik zabujał się w pannie i niefortunnie został za to ukarany.Ja rozumiem prostotę takich filmów,ale nie z roku 65,gdzie chambara dopiero co byla w powijakach,pisarze dopiero co odkrywali światu historie samotnych roninów,złych i zboczonych opryszków,którzy świstają swymi mieczami jak dyrygent pałeczką.Nie jest ten film do końca skopany, są ciekawe momenty,ale i tak na wierzch wychodzi prostota scenariusza.

    
                          


          Mlody Mondo, po wdaniu się w pojedynek z koleżkami z innej szkoły fechtunku, zostaje wywalony przez swojego nauczyciela.Mondo jest dobrze zapowiadającym się uczniem,co nie przeszkadza jego sensejowi w pozbyciu sie jego.Zasady to zasady,trzeba się ich trzymać.Młodzian nasz szkoli się zaocznie u innego.Pewnej nocy ma sen ,że jego sensej umiera.wyrusza więc szybko do Edo i okazuje się ,że miał rację.W niecny sposób został zaatakowany przez bandę rzezimieszków,gdzie ich boss posiadł bardzo niebezpieczny styl walki mieczem.Mondo dowiaduje się o tym wszystkim i oczywiście postanawia zemścić się...
          Nie piszę, że film jest dnem,ale super produkcją to on też nie był.Jest sporo akcji, odcinane kończyny,gra aktorska jest na poziomie,ale ten scenariusz zabija wszystko,nawet umarłych.Nie wiem co o tym filmie jeszcze napisać,mam totalną pustkę.Może tak - z nudów można go obejrzeć,ale nie nastawiać się na fajerwerki.A, kopia filmu jest lekko do dupy - szum i średnia jakość wizualna to niestety kolejne minusy tej produkcji.Niestety mój program do ripowania zawiódl tym razem i nie wkleję żadnego klipu z tego filmu.Poniżej zdjecia:








 

czwartek, 3 stycznia 2013

Sword of desperation - Hisshiken torisashi 2010

           Witam w nowym roku i zapraszam do obejrzenia ww. filmu.Tak mógłbym w skrócie zachęcić do tego filmu,ale to raczej by przyniosło marne efekty.A zatem zacznę od tego,że spodziewałem się miernej produkcji ze słabym scenariuszem.Przez większość filmu nie zobaczymy walk w stylu Zatoichiego, czy Jubeia,lecz ma ten film coś w sobie co potrafi przetrzymać widza do ostatnich minut filmu.Na pewno jest to chęć poznania ciosu hisshiken,ale także gra aktorska i przedstawiona kultura sfer wyższych.Reżyser chyba wiernie zobrazował etykietę i zwyczaje samurajów, każda scena wnosi coś nowego,nie opisanego przez innych reżyserów.Także scenariusz został tak napisany, żeby widz nie domyślił się zakończenia filmu.

                                     
        Kanemi  Sanzaemon( w tej roli Etsushi Toyokawa ) jest utalentowanym samurajem, który stracił chorującą od dłuższego czasu żonę.Jest zamknięty w sobie, nie widzi sensu życia.Tajemnie podkochuje się w nim jego kuzynka, lecz on jest ślepy na jej amory.Nasz bohater jest wyższym urzędnikiem na dworze młodego daimjo Tabu Ukyou.Niespodziewanie Kanemi morduje jego nałożnicę na oczach wielu ludzi.Ku jego zaskoczeniu dostaje on bardzo lekki wyrok.Po spędzeniu jednego roku w areszcie domowym przywracają mu jego poprzedni status finansowy , a także dostaje on posadę... ochroniarza swego daimjo!!!
        Jak pisałem w pierwszym akapicie- film nie grzeszy szybkim tempem,ale jesteśmy wynagrodzeni ciekawą fabułą i grą aktorską.Ciekawe ujęcia kamery, dialogi na poziomie - to wszystko sprawia, że jest to ciekawa pozycja na ziomowe wieczory.Film jest dostępny na DVD w wersji angielskiej ,oczywiście także w necie w bardzo dobrej jakości.