Uwielbiam wracać do produkcji,które mógłbym ogladać do bólu.Jednym z takich klasyków jest "Duel to the death".Film ten różni się od reszty tym,że nie jest japoński, lecz chiński.Nasi mali,żółci bracia ,którzy pasjonują się podrabianiem wszystkiego co jest możliwe, stworzyli film,który zawiera w sobie potężną dawkę ekstazy dla mych oczu.Fajerwerki akcji,walk i gry aktorskiej (na niskim poziomie,lecz śmiesznym ) są mocnym argumentem ,który może być użyty w twierdzeniu, że film ten jest kwintesencją staroszkolnych filmów walki.
Nie jest to kolejny sztampowy film ze stajni braci Shaw,lecz wyjątkowy, ponieważ występuje tu postać japonczyka i jest przedstawiona w dobrym świetle.Odwieczne animozje pomiędzy Chinami a Japonią są przedstawione tu bardzo pobieżnie,są tłem.W tym filmie przewodzi jeden temat: poświęcenie.Nie będę wnikał w szczegóły, ponieważ chcialbym skupić się na czymś milszym dla oka.A są to wojownicy nindża.I to w różnych postaciach,w zasadzie każdy rodzaj nindży tutaj występuje: nindża latający, nindża gigiant ,a zarazem transformer,nindża znikający,nindża kret,nindża bomba,itd.,itd.Jednym słowem: masakra.Kiedy wiele lat temu ogladałem ten film z kumplem wiedziałem,że będziemy do niego wracać wiele razy.Są tu także inne sceny,które zapamiętuje się na całe życie: odbijanie się w locie od własnego miecza by dalej wylądować,pojedynki pomiędzy dwoma głównymi bohaterami,a szczególnie ten ostatni to mistrzostwo.
Oglądając "Kill Billa" można odnieść głębokie wrażenie, że reżyser zaczerpnął kilka motywów z opisywanego przeze mnie tu filmu.Jest kilka scenek, które przypominają skąd Tarantino czerpał natchnienie.A miał z czego, ponieważ film ten jest kwintesencją filmu akcji z nindżami.Póżniej to były już tylko amerykańskie gnioty, które są parodią azjatyckich produkcji.I raczej już nie zanosi się na powrót tamtych klimatów, choć gdzieś wyczytałem, że Lone Wolfa mają kręcić od nowa.Traktuję to jako plotkę,więc pozostaje mi tylko oglądać co jakiś czas takie smakołyki jak "Duel...".Polecam gorąco!!! \
Nie jest to kolejny sztampowy film ze stajni braci Shaw,lecz wyjątkowy, ponieważ występuje tu postać japonczyka i jest przedstawiona w dobrym świetle.Odwieczne animozje pomiędzy Chinami a Japonią są przedstawione tu bardzo pobieżnie,są tłem.W tym filmie przewodzi jeden temat: poświęcenie.Nie będę wnikał w szczegóły, ponieważ chcialbym skupić się na czymś milszym dla oka.A są to wojownicy nindża.I to w różnych postaciach,w zasadzie każdy rodzaj nindży tutaj występuje: nindża latający, nindża gigiant ,a zarazem transformer,nindża znikający,nindża kret,nindża bomba,itd.,itd.Jednym słowem: masakra.Kiedy wiele lat temu ogladałem ten film z kumplem wiedziałem,że będziemy do niego wracać wiele razy.Są tu także inne sceny,które zapamiętuje się na całe życie: odbijanie się w locie od własnego miecza by dalej wylądować,pojedynki pomiędzy dwoma głównymi bohaterami,a szczególnie ten ostatni to mistrzostwo.
Oglądając "Kill Billa" można odnieść głębokie wrażenie, że reżyser zaczerpnął kilka motywów z opisywanego przeze mnie tu filmu.Jest kilka scenek, które przypominają skąd Tarantino czerpał natchnienie.A miał z czego, ponieważ film ten jest kwintesencją filmu akcji z nindżami.Póżniej to były już tylko amerykańskie gnioty, które są parodią azjatyckich produkcji.I raczej już nie zanosi się na powrót tamtych klimatów, choć gdzieś wyczytałem, że Lone Wolfa mają kręcić od nowa.Traktuję to jako plotkę,więc pozostaje mi tylko oglądać co jakiś czas takie smakołyki jak "Duel...".Polecam gorąco!!! \